Bahamy mamy – wątpliwości

by Tomek
1 comment

Spotkałem się z opiniami, że najlepsze wyjazdy są na spontana. Nasze wszystkie dalsze wyprawy rezerwowane były z dość dużym wyprzedzeniem, kilkumiesięcznym. Tak było i w tym przypadku. Niestety nawet tak długi okres rezerwacji przed podróżą nie zawsze daje gwarancję, że wszystko da się zaplanować.

Pierwszą wątpliwość wzbudziła we mnie…. prognoza pogody. I nie mam na myśli zachmurzenia/deszczu. Byliśmy już w tamtej okolicy w listopadzie, w Dominikanie (czy wiecie, że Dominikana to zarówno wyspa, jak i kraj. Stąd zarówno “na Dominikanie” i “w Dominikanie” są poprawnymi określeniami:) ). Za dnia mix pogody, w sumie słońca nie brakowało. w nocy ściany deszczu. Do tego stopnia, że w trakcie naszego pobytu w sąsiednim Haiti zginęli ludzie przez powódź. Tym razem zaskoczyło w prognozie coś innego – porywisty wiatr sięgający poziomu przeszło 50 km/h. Za dnia. Wyobraziłem sobie, że przy brzegu osiągać może jeszcze większą siłę.

Zacząłem się rozglądać za alternatywą. Po dość krótkim buszowaniu znalazłem świetną opcję lotów na.. Dominikanę z Fortu Lauderdale. Zachęcała nazwa przewoźnika – Spirit Airlines 😀 Z racji różnicy ceny hotelu cała podróż zamknęłaby się w identycznym budżecie. Wygrał jednak zdrowy rozsądek: 1) na Dominikanie już byliśmy 2) Można tam polecieć przy dobrej okazji za miażdżąco małe pieniądze, co innego Bahamy. Uprzedzając fakty – to była świetna decyzja, pogoda na Bahamach była bardzo, bardzo dobra a “wietrzne” prognozy okazały się absolutnie chybione – wiało jeden z 9 dni i to wg danych meteo zaledwie 18 km/h. Poniżej wrzucam zdjęcia statystyk pogodowych wyspy Grand Bahama, na którą zamierzaliśmy lecieć.

Rozwiązaliśmy jedną kwestię, pojawiła się kolejna. O ile prognozę pogody śmiało mogę określić “problemem 1. świata”, o tyle choroba Julii krótko przed wyjazdem to już “problem 3. świata”. Nadam trochę kontekstu – loty i hotel mieliśmy ubezpieczony w ramach ubezpieczenia kosztów rezygnacji z podróży. Przymierzam się do napisania posta konkretnie o tych ubezpieczeniach, bo uważam to za dość ciekawy temat. W najgorszym przypadku mogliśmy na bazie zaświadczenia lekarskiego o chorobie dostać pełny zwrot poniesionych kosztów.

Wylot mieliśmy w piątek w południe, a w nocy z wtorku na środę Julia złapała gorączkę. 38 stopni z hakiem, jeszcze nie tragedia. Tyle, że do rozpoczęcia podróży zostały 3 doby… W środę odwiedził ją lekarz w ramach wizyty domowej, nic nie stwierdził z wywiadu i osłuchu. Skierował na badania krwi. W czwartek z samego rana zawiozłem Julię na to badanie. Gorąckzi już nie było. Została doba do wylotu, w piątek około 6 nad ranem planowaliśmy ruszyć. Julię bolał sporadycznie brzuszek, co wcześniej jej się praktycznie nie zdarzało. Tkwiliśmy w zawieszeniu, które do wieczora nie miało jak się posunąć do przodu – trzeba było czekać na wyniki krwi, obydwoje normalnie tego dnia pracowaliśmy. Wszystko wyjaśniło się wieczorem, można stwierdzić – “last-minute”.Wyniki badań przyszły wieczorem. I wskazywały, że Julia przeszła jakąś infekcję. Lub coś się zaczyna, choć temperatura w normie potwierdzała raczej tę pierwszą wersję. Skonsultowałem się jeszcze na czacie z lekarzem medycyny podróży, który… odradził nam wyjazd. Argumentował, że “tam” organizm może inaczej zareagować i choroba może się rozwinąć. Jednocześnie Ewa skonsultowała wyniki z innym pediatrą i dostała odwrotną opinię, sugerującą podróż.

To była ciężka decyzja. Byłem pod wrażeniem tego, co się działo w naszych głowach. W końcu wszystko było ubezpieczone, mogliśmy bez straty kasy zrezygnować z tego wyjazdu i pewnie kiedyś powtórzyć plan. A jednak, taka rezygnacja brzmiała jak roztrzaskanie planów o skały;) Julia nie miała gorączki, a jedynie bardzo sporadycznie mówiła o tym brzuszku. Podjęliśmy decyzję – lecimy. Błyskawicznie pakowanie, rezerwacja auta na Florydzie, pierwszych dwóch noclegów na Florydzie (na Bahamy mieliśmy płynąć 3. dnia), ubezpieczenia turystycznego.

Kilka słów o ubezpieczeniu turystycznym – wszystkie towarzystwa ubezpieczeniowe w Ogólnych Warunkach Ubezpieczenia zawierają klauzulę, że umywają ręce w przypadku wystąpienia zdarzeń, które są następstwem okoliczności, o których ubezpieczający wiedział rozpoczynając podróż. Przekładając to na “nasze” – gdyby Julia rozchorowała się w następstwie tej infekcji, zapewne byłby problem ze zwrotem kosztów leczenia.

Konieczność rezerwacji wszystkiego i pakowania na ostatnią chwilę sprawiła, że spaliśmy zaledwie kilka godzin. Przespałem dosłownie ze trzy godziny. Nie wdając się w zupełne szczegóły, w dniu wylotu 3-krotnie wahaliśmy się, czy jednak lecieć – w domu, na autostradzie, na lotnisku. Za każdym razem ze wględu na niejednoznaczne samopoczucie Julii. Kropkę nad “i” postawiła konsultacja telefoniczna z pediatrą prowadzącym Julię w Medicoverze. Nota bene fantastyczna pani doktor, chętnym z przyjemnością polecę, cudowna lekarka. Godzinę przed wylotem przez telefon zrobiła bardzo dokładny wywiad, przeanalizowała wszystkie czynniki i wyniki i zasugerowała, żeby lecieć. Mi osobiście spadł kamień z serca. Z pełną świadomością, że to tylko konsultacja telefoniczna, ale ufam tej lekarce w 100,00% i jej słowa mają dla mnie dużą wartość.

Godzinę wcześniej, zaparkowaliśmy na parkingu Orange Parking Balice. Znajduje się stosunkowo blisko terminala, ale podjeżdża się shuttle busem. Po wjeździe na teren parkingu zreflektowałem się, że może jednak lepiej byłoby podwieźć dziewczyny pod terminal i samemu dojechać busem. Wyobraźcie sobie, że pan parkingowi nie pozwolił mi już opuścić parkingu stwierdzając, żebym nie robił zamieszania. Dodam, że na parking wjechaliśmy tylko my, nie było żadnego ruchu.

Wylot standardowo Boeingiem 737-800 Norwegiana. Lot krótki, dość przyjemny. Międzylądowanie w Oslo, lotnisku, które miałem przyjemność odwiedzić w ramach podróży służbowej przed 3 laty. Znam, a i tak raz jeszcze zaskoczył mnie poziom cen. Godzinę po przylocie zajęliśmy miejsce w Boeingu 787-8 i w końcu polecieliśmy za ocean.Uważamy Dreamlinery za bardzo wygodne maszyny. Dzięki nowoczesnemu systemowi rozrywki Julia znalazła zajęcie na czas największego znudzenia. Jako, że kupiliśmy bilet z “gołą” taryfą, nie dostaliśmy posiłków na pokładzie, dość specyficzne doświadczenie 😀 Menu pokładowe okazało się jednak bardzo znośnie cenowo i z przyjemnością wypiliśmy chociaż dobrą kawę. Norwegian ma super rozwiązanie z systemem płatności – przeciąga się kartę płatniczą przez mini-terminal pod ekranem LCD i zakup jest automatycznie realizowany. Wylądowaliśmy na Florydzie po niespełna 10 godzinach lotu.

You may also like

1 comment

Marta 26-12-2018 - 08:11

Czytam i chce więcej! Wasz blog = mój uśmiech ❤️

Reply

Leave a Comment